Čtvrtek 20. února 1930

Nun, die kommunistische Partei leugnet es nicht, sie hat sich an die Spitze dieses Kampfes gestellt. Wir sind zu Demonstrationen übergegangen. Das war eine gewaltige Sache. Die Arbeiterschaft in der Čechoslovakei wird in Zukunft solche Demonstrationen noch besser, wie wir es bisher gemacht haben, organisieren. Wir sind zu Demonstrationen übergegangen und es ist uns gelungen, die Bajonette zu isolieren, die Staatsgewalt an die Wand zu drücken und zwar deshalb, weil die kommunistische Partei ihree ganze Kraft für diesen Kampf eingesetzt hat, weil die große Masse diesen Kampf mit Enthusiasmus aufgenommen hat, weil eine starke proletarische Einheit vorhanden war. Wir waren schwach und es ist uns nicht gelungen, allen Gendarmen die Bajonette und Gewehre wegzunehmen. Aber es wird die Zeit kommen, wo die Massen auch das durchführen werden, sie werden an dem Beispiel der Unterreichenauer und Bleistädter Arbeiter lernen, sie werden die Kampfeserfahrungen ausnützen und zu neuen groß en Demonstrationen übergehen. Die Arbeiter in den Betrieben wissen, daß ihre Lage trostlos ist, die Arbeiterklasse weiß heute, daß die Kapitalisten ihren verschärften Hunger- und Kriegsplan durchführen werden, sie weiß heute, daß täglich neue Massen aus den Betrieben hinausfliegen, daß die Arbeitslosigkeit immer steigt und gerade deshalb werden die Arbeiter, die aus den Betrieben gehen, schnell lernen und sich mit den Arbeitern in den Betrieben gemeins am organisieren und auf den Kampf vorbereiten. Die Arbeiter und insbesondere die Arbeitslosen werden nicht zuhause sitzen bleiben, sondern hinaus gehen aufs Land zu den Anhängern von Windirsch, zu den Kleinbauern und diese werden sie mit hineiniehen in den sozialen Kampf für die soziale Befreiung.

Die Arbeitslosen werden sich besonders für eine große Demonstration vorbereiten, die am 6. März stattfindet. Das wird eine große Demonstration sein gegen Eueren Hunger, gegen Euer Kriegsprogramm, eine Demonstration gegen Euere Lüge und Betrug, eine Demonstration gegen den faszistischen Terror, eine Demonstration für den Sozialismus, ein Kampf gegen die nationale Unterdrückung. Die arbeitenden Massen werden am 6. März gegen den Justizterror demonstrieren, sie werden ganz energisch fordern, daß die politischen Gefangenen freigelassen werden, sie werden ganz energisch fordern, daß gerade die Glasarbeiter, die im Egerer Gefängnis sitzen, freikommen. Diese Demonstration wird ein gewaltiger Auftakt sein. Wir wissen noch nicht, wie stark Euere Kräfte sind, wir wissen nur eines, daß Ihr Euere ganze Kraft einsetzt, um diesen Tag unmöglich zu machen, daß Ihr Euere Polizei und Euere Polizeispitzel in alle Betriebe hineinschickt, daß Ihr Euere Spitzel hinausschickt in die Ortschaften zu den Bauern, um sie zu zersetzen. Aber das alles werden wir mit Hilfe der Arbeitslosen und mit Hilfe der Arbeiter in den Betrieben überwinden. Die Arbeiterschaft wird sich zusammenfinden und die große Demonstration organisieren. Aber die Demonstration muß gesichert sein. Die Arbeiterschaft wird dies wissen und aus der Vergangenheit und aus den Demonstrationen, die wir in der letzten Zeit durchgemacht haben, gelernt haben. Daher werden wir solche Demonstrationen gut vorbereiten. Es müssen antifaszistische Garden gebildet werden, die vor allen Dingen die Demonstranten schützen sollen. Es darf nicht vorkommen, daß ein Spitzel, ein Gendarm oder ein Polizist die Möglichkeit hat, Demonstranten auseinanderzutreiben. Sie werden fest und entschlossen dastehen. Die Arbeiter wissen, daß dieses Gebrüll der Faszisten und Sozialfaszisten, das Gebrüll der Gendarmerie und Polizei keinen anderen Zweck hat, als die Massen einzuschüchtern. Gerade deshalb werden antifaszistische Garden notwendig sein zur Sicherung und Festigung der Demonstrationen. Diese Demonstrationen müssen Kampfcharakter bekommen, es muß uns die Möglichkeit gegeben sein, mit Hilfe der Antifaszistengarde, mit Hilfe der Abwehrformationen gute und energische Demonstrationen durchzuführen. Trotz Verbotes, trotz Faszistenregierung, trotz Sozialfaszismus, für den Sieg der Arbeiter! (Potlesk komunistických poslanců.)

6. Řeč posl. Chobota (viz str. 80 těsnopisecké zprávy):

Wysoki Sejmie! Szanowni Panowie! W mojem poprzedniem przemówieniu w dyskusji nad oświadczeniem rzadowem podniosłem cały szereg bolączek naszej polskiej ludności na Śląsku Cieszyńskim. Wskazałem także na tę okoliczność, że niektóre czynniki szowinistyczne a nawet niektóre władze przy zastosowaniu przepisów ustawowych a nawet wyrażnych postanowień konstytucji wobec polskiej ludności nie postępują tak, jak tego konstytucja i ustawa wymaga.

Ponieważ w jednej części czeskiej prasy a przedewszystkiem w narodowo-demokratycznych organach "Moravsko-Slezském Deníku" i "Obraně Slezska" napadnięto mnie z tego powodu, jakoby twierdzenia moje nie były uzasadnione, chciałbym niniejszem podać kilka dowodów o faktycznem pokrzywdzeniu naszej ludności polskiej.

Ustawa językowa z dnia 3. lutego 1926 wyraznie powiada, że w urzedach państwowych i sądowych, jak również i urzędach terytorjalnej autonomji w urzędowaniu z osobami, nie władającemi językiem czechosłowackim, należy używać ich języka macierzyńskiego.

Ogłoszenia i instrukcje na piśmie przeznaczone dla potrzeby zewnętrznej w tych urzędach, powinno się wydawać także w językach mniejszościowych. Postanowienia te odnoszą się do mniejszości narodowych i językowych w tych powiatach, w których mieszka według wyników ostatniego spisu ludności przynajmniej 20% obywateli Republiki Czechosłowackiej tego samego, jednakowoż innego niż państwowego języka.

W myśl tego wyraznie konstytucją zagwarantowanego prawa powinne być wydawane wszystkie ogłoszenia urzędowe w powiatach sądowych cieszyńskim, jabłonkowskim i frysztackim, oprócz języka państwowego także w języku polskim, albowiem w powiatach tych mieszka więcej niż 20% ludności polskiej.

Tymczasem nie można znalezć ani na jednym gmachu urzędowym, ani sądowym, ani też na żadnej stacji kolejowej ani jednego napisu dwujęzycznego, lecz tylko wyłącznie napisy czeskie. U sądów powiatowych w wymienionych powiatach wystawia się wezwania i urzęduje się i protokołuje się wypowiedzi osób wezwanych nie władających językiem czeskim wyłącznie w języku czeskim. Niektóre druki, jak n. p. paszporty, wydaje się na drukach czeskich i francuskich, lecz polskich druków niema wogóle.

Tego faktu nie potrafią zaprzeczyć ci panowie, którzy nie chcą przyznać słuszności moich poprzednich wywodów. Apeluję więc do pana ministra spraw wewnętrznych jako też ministra sprawiedliwości, żeby zechcieli wglądnąć w tę sprawę i poczynić odpowiednie zarządzenia, żeby wobec ludności polskiej, zamieszkałej w wyżej wymienionych powiatach, zastosowano odnośne przepisy ustawowe.

Odmawianie prawa przynależności państwowej osobom, które się na Šląsku urodziły, albo też mieszkają na terenie Republiki Czechosłowackiej 20, 30, nawet 40 lat, nigdy nie dopuściły się żadnej zbrodni i wszystkie warunki ustawą przewidziane spełniły, jest ciężką krzywdą wyrządzona naszej ludności. W zagłębiu ostrawsko-karwińskiem i na terenie Šląska Cieszyńskiego do dziś dnia żyją dziesiątki tysięcy osób, które w myśl przepisów ustawowych i umów pokojowych, jako też umów międzypaństwowych ipso jure są obywatelami czechosłowackimi, a jednak kompetentne władze potrafiły dotychczas prowadzić sprawę tak, że się ich dotąd uważa za "obcokrajowców".

Interwenjowałem sam osobiście, a także i inni posłowie, należący do różnych czeskich stronnictw. poświęcali dużo wysiłków w tym kierunku, ażeby pojedyńczym osobom, którym z powodu odmawiania prawa przynależności państwowej zagraża zrujnowanie i pozbawienie ich egzystencji, było udzielone obywatelstwo. Lecz tylko w bardzo małej ilości wypadków zostało prawo obywatelskie i to po największej części w drodze rekursów i dopiero po upływie kilkuletnich terminów przyznane, w przeważającej części wypadków zostały jednak odnośne żądania załatwione odmownie albo też leżą całymi stosami w Urzędzie krajowym w Bernie, a względnie w ministerstwie spraw wewnętrznych dotąd nie załatwione.

Wzywam pana ministra spraw wewnętrznych, ażeby zainteresował się ta sprawą, a jeżeli dotychczasowy aparat urzędniczy nie wystarcza do załatwiania miesiącami i latami leżących podań, należałoby na czas przejściowy przyjąć odpowiednią ilość urzędników, ażeby skończyć z tem skandalicznem przewlekaniem załatwienia dotycznych podań.

W mojem poprzedniem przemówieniu udowodniłem ze stanowiska prawnego, że u większej części odnośnych osób odmawia się prawa przynależności wbrew postanowieniom ustawy. Stan ten nie może być dłużej tolerowany dlatego tylko, ażeby zaspokoić kilka szowinistycznych jednostek, które się nie mogą jeszcze ciągle pogodzić z faktycznymi warunkami i które ciągle jeszcze chciałyby stosować do naszej polskiej ludności na Śląsku stan wyjątkowy, jaki faktycznie istniał na Śląsku po cały szereg lat.

Jak na Śląsku niektórzy panowie z czeskiego obozu zapatrują się na obywateli narodowości polskiej, jeżeli się domagają według przepisów ustawowych jakichś praw, tego najlepszym dowodem jest sprawa parcelacji. Jako jeden z wielu dowodów podaję do wiadomości Wysokiemu Sejmu treść ulotnika rozdawanego w gminie Stonawie, gdzie ma być przeprowadzona parcelacja dóbr Dra Larischa. Zaznaczam, że w gminie Stonawie według urzędowego spisu ludności jest przeszło 80% ludności polskiej a niespełna 20% ludności czeskiej, w tem znaczna część ludzi, którzy tylko dla materjalnych interesów wstąpili do różnych czeskich partyj, którzy się jednak dotad po czesku nie nauczyli, a wobec tego też czeskiego języka nie używają. Przed wpisami do szkół rozrzucają ten ulotnik, w którym powtarza się kłamliwą legendę o popolszczonych Morawcach, a oprócz tego wyraznie się twierdzi, że tylko ten może otrzymać przydział gruntu przy parcelacji, który swe dzieci da zapisać do szkoły czeskiej.

Tak samo twierdzi się, że te dzieci, które chodzą do szkoły polskiej, nie będą się mogły ubiegać o pracę tutaj w Czechosłowacji i powinne sobie za chlebem odejść do Polski. Przy utworzeniu komitetu doradczego, który ma wpływ na parcelację, zamianowano 8 członków czeskiej a tylko 5 członków polskiej narodowości, chociaż faktycznie należałoby się Polakom najmniej 10 a Czechom 3 członków.

Jeżeli prasa polska coś o tem napisze, to się ją konfiskuje, zamiast, żeby według przepisów pociągano do odpowiedzialności tych, którzy bez względu na przepisy ustawy gnębią ludność polską. Jabym tutaj zacytował jeden cytat z tego ulotnika.

Polemizując z prasą polska piszą autorzy tego ulotnika między innemi co następuje:

"Slezané jsou potomci Moravců-Čechů, což je vědeckými autoritami nesporně dokázáno. Slezské dítě patří do české školy. Do polské školy ať posílají děti Poláci, jimž domovinou může býti Halič a nikoliv země koruny svatováclavské. Ať je posílají do Polska za chlebem. V Československé republice se bez nich obejdeme, ale nedopustíme z lidského stanoviska nemravu, aby dítě z polské školy ubíralo chléb v Československé republice našemu dítěti. Touto zásadou bude se i říditi provádění parcelace ve Stonavě, s kterou bude započato v nejbižších dnech. Slezskou půdu mohou dostati jedině dobří Slezané, kteří svoji národní spolehlivost dali na jevo posláním dětí do české školy. Slezskou půdu nedostanou od státu odpůrci našeho národa a státu."

W ulotniku wbrew brzmieniu ustawy się twierdzi, że każdy, kto chodzi do polskiej szkoły, musi iść do Polski za chlebem. Pocóż jest ustawa, że tam, gdzie jest 20% Polaków, mogą byč urządzane polskie szkoły, a jeżeli jest ich tam 40%, że może być taka szkoła utrzymywana nawet na koszt państwa! Tutaj by należało nareszcie położyć kres działalności szowinistycznych czynników.

Przy załatwianiu podań obywateli polskich decydują funkcjonarjusze różnych anonimowych komitetów i "jednot narodowych", albo też niektórzy gorliwi funkcjonarjusze "Matice osvěty lidové" o tem, komu się ma uwzględnić żądanie a komu nie. Niema odwołania przeciwko tajemniczym relacjom podawanym przez te anonimowe czynniki szowinistyczne. Władze stoją pod ich terorem, i biada urzędnikowi, któryby się odważył zadecydować inaczej, niż sobie odnośni panowie życzą. Apeluję do całego rządu, ażeby uczynił nareszcie już koniec temu znęcaniu się nad naszą ludnością.

Do pana ministra spraw zagranicznych zwracam się z żądaniem, ażeby w drodze dyplomatycznych pertraktacyj a względnie umowy z rządem Rzeczypospolitej Polskiej usunięto nareszcie paszportowe wiza i opłaty wizowe na granicy czechosłowacko-polskiej, przy czem zaznaczam, że podałem w tym kierunku odpowiedni wniosek.

Wkońcu apeluję także do ministra spraw zagranicznych, żeby nareszcie przeprowadzono uregulowanie wkładek w zakładach pieniężnych na Śląsku Cieszyńskim. Już blisko 10 lat upłynęło od dnia przeprowadzenia granicy na Śląsku Cieszyńskim, a tysiące biedaków, którzy ułożyli sobie kilka groszy na czarną godzinę, czekają dotąd na załatwienie tej sprawy. Jeżeli rząd znalazł miljony na sanację banków, to powinne znalezć się także środki na odszkodowanie dla tych osób, które straciły przez zdewaluowanie swoich wkładów często dorobek swego całego życia.

W swojem poprzedniem przemówieniu wspomniałem o tem, że we wschodniej części zagłębia ostrawsko-karwińskiego komunizm dlatego utrzymuje swoje pozycje, ponieważ doprowadza do tego antypolska i antyrobotnicza polityka miejscowych szowinistów czeskich. Napomknąłem również o "Národním sdružení", które jest organizacją zawodową, stojącą pod wpływami czeskiej narodowej demokracji. Dzisiaj zmuszony jestem oświetlić bliżej działalność tej nacjonalistycznej organizacji, jestem bowiem przekonany, że przygniatająca większość społeczeństwa czeskiego nie zdaje sobie sprawy z ogromnych szkód, jakie działalnością swoją Národní sdružení wyrządza nie tylko sprawie zgodnego współżycia obywateli polskiej i czeskiej narodowości, lecz wogóle idei państwowości czechosłowackiej.

Z tej trybuny nie waham stwierdzić z całym naciskiem, że Národní sdružení stworzyło w zagłębiu ostrawsko-karwińskiem tak anormalne, tak niesłychanie niezdrowe, tak niespotykane w państwach praworządnych warunki, że słusznie piętnuje się je jako hańbę republiki.

Wskażę na niektóre momenty z działalności Národního sdružení. Prasa narodowo demokratyczna chlubi się ogromnym rozwojem swojej organizacji zawodowej. Jak wygląda ten rozwój w świetle prawdy? Cieżkie warunki materjalne, w jakich żyje klasa robotnicza zagłębia ostrawsko-karwińskiego, stały kryzys gospodarczy i nadmiar sił roboczych powiększyły w niesłychany sposób zależność robotnika od przedsiębiorstwa.

Stan taki wykorzystują do swoich celów różni nacjonalistyczni inżynierowie i urzędnicy kopalniani, którzy przy cichem poparciu dyrekcyj niektórych przedsiębiorstw powołali do życia nowa organizację nacjonalistyczną, próbującą w swoim charakterze ekspozytury kapitalistycznej "pogodzić" interesa przedsiębiorcy i robotnika. Nikt nie da wiary, że w XX. wieku w środkowej Europie istnieje niewolnictwo, ale każdy może się przekonać, że nowa forma białego niewolnictwa rozpowszechniona jest w zagłębiu ostrawsko-karwińskiem.

Nie jeden inżynier, czy inny urzędnik decyduje o losach całej rzeszy robotniczej. Do pracy przyjmuje tylko takich robotników, którzy przedtem postaraja się o legitymację członkowską tej "żółtej" organizacji. Przy redukcjach na pierwszy ogień idą przedewszystkiem członkowie klasowych organizacyj zawodowych i politycznych. Robotnicy wstępujący w szeregi Národního sdružení, zwłaszcza ci, którzy dla przypodobania się swoim przełożonym rozwijają ruchliwszą działalność, otrzymują lepszy rodzaj zatrudnienia, przydział lepiej płatnych zmian niedzielnych i t. p. W parze z protegowaniem członków żółtej organizacji idzie szykanowanie, upośledzenie materjalne i moralne tych robotników, którzy nie chcą sprzedać swoich przekonań za miskę soczewicy.

Chroniczną mizerję mieszkaniowa nadużywa się również do celów werbowania członków dla organizacji narodowo demokratycznej. Z pośród tysięcy kompetentów mieszkania otrzymują tylko ci, którzy działalnością propagandową na rzecz Národního sdružení zasłuża sobie na to wyróżnienie. Nic dziwnego, że na tak niezdrowem, ba poprostu terorystycznem podłożu, przy sprzyjającej atmosferze rządów koalicji kapitalistyczno-agrarnoburżuazyjnej w ubiegłej koalicji wybujał do nadmiernych rozmiarów twór sztuczny, jakim jest na gruncie robotniczem nacjonalistyczne Národní sdružení.

Mógłbym przytoczyć cały szereg faktów i przekonywających dowodów o przyczynach wzrostu i o metodach postępywania zawodówki nacjonalistycznej. Wspomnę tylko o takiem charakterystycznem zjawisku, że Národní sdružení w wyborach kopalnianych na niektórych kopalniach nie otrzymuje nawet tej liczby głosów, któraby odpowiadała ilości zorganizowanych członków. Znaczy to, że organizacja żółta posiada wielu członków papierowych, należących do niej z przymusu. Wszystkie inne organizacje zawodowe skupiają na siebie o wiele więcej głosów, aniżeli liczą członków.

Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że kadry Národního sdružení zapełniaja w ogromnej masie robotnicy czescy i polscy, którzy nie mają nic wspólnego z nacjonalizmem, czy też z rola "forpoczt" kapitalistycznych. Jeżeli mąceniem zasad demokratycznych nazwać musimy napędzanie robotników czeskich do czeskiej organizacji nacjonalistycznej drogą wywierania presji w warsztatach pracy, to jak określić zmuszanie robotnika polskiego do wstępowania w szeregi organizacji wrogiej mu pod względem klasowym i narodowym? Czy to nie jest teror i wymuszanie?

A wlaśnie we wschodniej części zagłębia, zamieszkałej przeważnie przez Polaków, nadużycia sa największe. Szczególnie nieznośne stosunki panują na karwińskich kopalniach Towarzystwa górniczo-hutniczego, gdzie działacze Národního sdružení potrafili uzależnić od siebie liczne rzesze robotników polskich. Robota czechizacyjna organizacji żółtych zlewa się tak dalece z nadużywaniem stanowiska służbowego przez wysokich nieraz urzędników przedsiębiorstwa, iż mimowoli nasuwa się przypuszczenie, że cała akcja inspirowana jest z góry przez organy Towarzystwa górniczo-hutniczego.

W tym kierunku przemawiają fakty takie, jak konsekwentne stosowanie zasady, że w miejsce ustępujących urzędników narodowości nieczeskiej, posady otrzymuja wyłącznie czescy urzędnicy, że czynniejszych Polaków przenosi się z szybów polskich w okolice o większości czeskiej, że do szkoły górniczej w Morawskiej Ostrawie szyby delegują tylko kandydatów narodowości czeskiej, względnie członków Národního sdružení, że w okolice polskie przenosi się masowo robotników narodowości czeskiej, którzy dziwnym zbiegiem okoliczności, jak na przykład robotnicy przeniesieni na kopalnie karwińskie z szybu "Salma", należą niemal wyłacznie do Národního sdružení i z pomocą inżynierów i sztygarów czeskich przeszczepili tę organizację na teren karwiński, że mieszkania karwińskie przydzielane sa przewaznie tym to zdrajcom sprawy polskiej lub robotniczej, że do pracy przedsiębiorstwo z predylekcją przyjmuje robotników, popieranych przez działaczy faszystowskich, że przedmiotem restrynkcyj stają się w pierwszym rzędzie robotnicy polscy itd.

To wszystko jest jednym wielkim aktem oskarżenia pod adresem Towarzystwa górniczo-hutniczego, gdyż ani na chwilę nie można przyjąć, aby w normalnie funkcjonującem i nie uprawiającem politykę przedsiębiorstwie mogły się dziać takie rzeczy. Czy nitki tej polityki nie prowadza aż do dyrekcji generalnej w Bernie, trudno określić, jeżeli nie ma się wglądu do tajników przedsiębiorstwa. Ale i bez czynnego udziału tej dyrekcji da się udowodnić wina przedsiębiorstwa jako takiego. Władze państwowe powinne wystąpić w obronie bezbronnych robotników i według ustawy pociągnąć właścicieli kapitalistycznych do odpowiedzialności.

Charakterystyczne światło na usposobienie Towarzystwa górniczo-hutniczego wobec ludności polskiej rzuca sprawa polskiej szkoły wydziałowej w Trzyńcu. W gminie tej do publicznej szkoły ludowej polskiej uczęszcza przeszło 400 dzieci. Ponadto wszystkie okoliczne gminy wykazują większość polską. Wobec spełnienia warunków ustawowych wydział gminny uchwalił jednogłośnie tak głosami polskimi, jak czeskimi i niemieckimi, utworzenie okręgowej szkoły wydziałowej polskiej w Trzyńcu. Ale okazało się, że zasady elementarnej sprawiedliwości swoją drogą, a Towarzystwo górniczo-hutnicze to znowu co innego. Oto niedługo potem przeciwko uchwale przedstawicielstwa gminnego co do utworzenia okręgowej polskiej szkoły wydziałowej w Trzyńcu wniosło rekurs Towarzystwo górniczo-hutnicze.

Robotnicy polscy w zagłębiu ostrawsko-karwińskiem wskazuja na dyrekcję Towarzystwa górniczo-hutniczego w Morawskiej Ostrawie, jako na motor, wprawiający w ruch cały aparat czechizacyjny, i jako na główne żródło potęgi Národního sdružení w zagłębiu karwińskiem. Za główną sprężynę akcji, uważa się wyższego inspektora Kolaciego, którego prawą ręką na terenie karwińskiem jest inspektor Novotný. Według ogólnego przekonania inżynierowie i urzędnicy czechizatorowie, którzy są równocześnie oporą Národního sdružení na poszczególnych kopalniach Towarzystwa górniczo-hutniczego w Karwinie, działają w ścisłem porozumieniu z panem inspektorem.

Współpraca organów Towarzystwa górniczo-hutniczego z szowinistami z pod znaku narodowej demokracji wytworzyła niemożliwe stosunki na kopalniach. Na przyjmowanie i wydalanie wywierają wpływ czynniki pozaszybowe, jakimi są meżowie zaufania Národního sdružení w poszczególnych gminach, często kierownicy szkół czeskich na przykład Svačina v Solcy i Jura w Łąkach. Mężowie zaufania wydają dla swoich protegowanych pupilków pisemne, w ostatnim czasie wobec przychwytania i opublikowania w prasie wielu takich karteczek, coraz częściej telefoniczne lub ustne polecenia, na podstawie których uzyskują zatrudnienie lub poprawę warunków materjalnych nowo pozyskani członkowie Národního sdružení.

Doszło do tego, że na niektórych kopalniach nie może być przyjęty żaden z robotników, który nie odda dziecka do szkoły czeskiej, lub nie wstąpi do żółtej zawodówki. Działacze narodowo demokratyczni na kopalniach sprawują w niejednym wypadku dyktaturę absolutystyczna nad podwładnymi robotnikami.

Miarą głębokości trzęsawiska moralnego, jakie rozpanoszyło się w przedsiębiorstwach Towarzystwa górniczo-hutniczego, niechaj będzie fakt, że w niejednym wypadku kierownik kopalni nie pochwala polityki czechizacyjnej, jak n. prz. na szybie "Gabrjeli" i "Hoheneggera´ w Karwinie, ale jest wobec niej bezsilny, że często o przyjmywaniu i wydalaniu robotników decyduje nie kierownik kopalni, czy szychmistrz, lecz podrzędniejszy urzędnik, gorliwy czechizator, znajdujący mocne oparcie w inspektoracie karwińskim i ostrawskim. W imię sprawiedliwości stwierdzić wypad, że w rabunku duszy robotnika nie biora udziału czynnego starzy urzędnicy, lecz rozpoczyna się on dopiero z chwilą przydziału nowych sił urzędniczych, co stanowiłoby dalszy dowód planowanych akcyj Towarzystwa.

Zastanawiając się nad działalnością niektórych urzędników kopalnianych, zapytujemy się nieraz, czy zaangażowano ich jako funkcjonarjuszy przedsiębiorstwa, czy też raczej jako płatnych agitatorów Národního sdružení. Zdolności agitacyjne tych panów objawiają się w całej pełni w okresie przed każdorazowymi wpisami szkolnymi i przed wyborami nie tylko kopalnianymi, lecz również politycznymi. Na karwińskich kopalniach Towarzystwa górniczo-hutniczego agitacja przedwpisowa jest tradycyjnem, niemal zwyczajowo usankcjonowanem zjawiskiem. Robotników polskich sztygarzy i inżynierowie w czasie wykonywania zajęć służbowych obiecankami, nieraz grozbami redukcji i terorem starają się nakłonič do posyłania dzieci do szkół czeskich.

Początkowo miejscowa prasa polska ujawniała fakty nadużyć wymieniając wszystkich agitatorów po imieniu. Ale od czegoż jest osławiona ustawa prasowa, o której "Duch Času" w Nr. 224 pisze, że "spętała prasę w tak niesłychany sposób, że nawet patentowani nikczemnicy wygrywają w sądach przeciwko czasopismom". Urzędnicy, oskarżeni na łamach prasy o agitację, zaczęli wytaczać redakcjom procesy prasowe. Oczywiście, że nie można sobie wyobrażač w warunkach, jakie przeżywamy w zagłębiu ostrawsko-karwińskiem, aby robotnik występował w charakterze świadka przeciwko własnemu inżynierowi. czy sztygarowi, tem bardziej, że przed procesem na świadków wywierano wpływ na szybie i gdzieindziej.

Wśród takich okoliczności musiało dojść do skneblowania prasy i uniemożliwienia obrony ludności. Wyjatkowo jednak, kiedy świadkowie wykazywali heroiczny poprostu hart ducha, agitatorzy przegrywali proces, jak. n. p. inżynierowie Šusta i Winkler w Gruszowie, którym kierownik szkoły polskiej potrafił udowodnić twierdzenie swoje zamieszczone na łamach "Robotnika Śląskiego", że publicznie skłaniali robotników polskich do posyłania dzieci do szkoły czeskiej. Nauczeni doświadczeniem urzędnicy agitatorzy, doszli z biegiem czasu do takiej wprawy, że trudno przychwycić ich in flagranti. Agitacja odbywa się w cztery oczy, często robotnika wzywa urzędnik do siebie, lub też kilku urzędników równocześnie podchodzi do jednego robotnika.

Mistrzowską wprawę posiada w tym kierunku nadsztygar Emil Kordia ze szybu Gabrjeli, na którego skarży się ogół robotników tego szybu. Uprawia on nie tylko agitację przedwpisową, ale również przedwyborczą. Stał się on postrachem robotników, lecz również i przedmiotem pośmiewiska.

Środkiem agitacyjnym za szkoła czeską są faktyczne, albo zapowiadane, i to dziwnym zbiegiem okoliczności, zwykłe w okresach przedwpisowych, redukcje robotników. Zapowiedz redukcji działa deprymująco i czyni robotników powolnymi życzeniom filarów Národního sdružení.

Czy zajmowanie się urzędników w czasie zajęć służbowych sprawami politycznemi wychodzi na korzyść przedsiębiorstwa, o tem chyba nie będzie różnicy zdania. Protegowanie pupilków narodowo demokratycznych bez względu na posiadane kwalifikacje odbija się niejednokrotnie ujemnie na interesach kopalni, czy huty, a czesto zagraża zdrowiu i życiu robotników.

Tak n. p. jeden z budowniczych szybowych oświadczył w rozmowie prywatnej, że osobiście przeciwny jest systemowi protekcji, ale ze względów służbowych musi go tolerować, zaś jego majster murarski zaznaczył wręcz, że przyjęci drogą narzucania przez instancje Národního sdružení robotnicy, do pracy absolutnie się nie nadają i karygodnie lekceważą jego wskazówki, ufni będac w protekcję. Nadsztygar Kordia usunął w dniu 5. czerwca 1929 od obsługi lokomotywy egzaminowanego maszynistę Wilhelma Przybyłę, Polaka, wyznaczając na jego miejsce młodego niekwalifikowanego robotnika, członka Národního sdružení. Rada kopalniana szybu Gabrjeli wniosła zażalenie do urzędu górniczego w Morawskiej Ostrawie, który wprawdzie pismem L. 10.378 z dnia 30. sierpnia 1929 stwierdził wyrażnie, że "Kordia faktycznie polecił wozaczowi Franciszkowi Sikorze obsługę lokomotywy, jakkolwiek Sikora nie zdał przed tutejszym urzędem egzaminu na kierowcę i dlatego w myśl punktu 7. rozporządzenia z dnia 13. marca 1911, L. 2831, nie mogły mu być powierzone podobne funkcje", ale sankcyj karnych urząd ten nie zastosował. Widzimy więc, do czego doprowadza politykierstwo urzędników kopalnianych. Bezkarność ich sięga rzeczywiście daleko.

Ten sam Kordia obok zajęcia służbowego zajmywał się furmanką na rzecz kopalni. Pomimo stwierdzonych wypadków nadużyć, polegających na sprzedawaniu na swój rachunek prywatny materjałów, jak na przykład piasku przedsiębiorstwa, pana nadsztygara nie spotkała kara. Wprawdzie odebrano mu przywilej furmanki, ale otrzymał go jego krewny. Sprawę zatuszował inspektorat karwiński, a pan Kordia, który według ogólnego mniemania miał conajmniej zostać przeniesiony z Karwiny, nadal działa w Národním sdružení a nawet oczekuje awansu na szychmistrza, co ma się stać kosztem przeniesienia w stan spoczynku dotychczasowego wielce zasłużonego szychmistrza, czyli, że w Towarzystwie górniczo-hutniczem wynagradza się usługi czechizacyjne, a nie pracę dla przedsiębiorstwa.


Související odkazy



Přihlásit/registrovat se do ISP